Nimfadora
(Zuzanna
Ziętek kl. VI b)
Był jasny, ale zimny i deszczowy dzień. Chmury wisiały nisko nad ziemią.
Szara mgła unosiła się nad miastem. Właśnie graliśmy w piłkę. Ja i jeszcze
kilku chłopaków. Nagle rozległ się krzyk. Dochodził z drugiego końca szkolnego
boiska. Nie namyślając się długo pobiegłem w tamtym kierunku.
Grupka osób otaczała ciasnym kołem jakąś dziewczynę. Z początku nie
rozumiałem o co chodzi. Stałem dłuższą chwilę zdezorientowany, dopóki nie
usłyszałem, co jakaś dziewczynka szepce do swojej koleżanki. Wyjaśniała: „ …to
ta dziewczyna z 2a. No wiesz…! Ona ma wszystko używane… książki, ubrania, nawet
buty!” Po tych słowach zrozumiałem już o co chodzi. Chodziło o uczennicę z
równoległej klasy, z naszego gimnazjum. Rzeczywiście, z tego co słyszałem od
kolegów, w jej domu się nie przelewało .
Podobno jej matka nie mogła znaleźć pracy, choć kiedyś, była menadżerem. Więcej nie wiedziałem i mogłem się tylko
domyślać. Zaciekawiony podszedłem bliżej, zacząłem się przepychać do środka
koła. Kiedy znalazłem się na przedzie kręgu złożonego z uczniów, moim oczom
ukazał się smutny,
a zarazem przerażający widok.
Rzeczywiście w środku stała dziewczyna, o której mówiła młodsza
uczennica. Miała szczupłą i zgrabną sylwetkę. Długie brązowe loki spływały jej
po plecach. Głębokie, ciemnobrązowe oczy okolone długimi rzęsami zamglone miała
od łez, spływających po policzkach. Ubrana była w zieloną kurtkę, przetarte na
kolanach dżinsy i ciemnozielone buty za łydkę. Dziewczyna osłaniała głowę
ramionami, na których wykwitły zielonkawe siniaki.
Natychmiast dotarło do mnie, co przed chwilą zaszło. Najprawdopodobniej
któryś ze starszych chłopaków pobił tę dziewczynę. Wtedy spostrzegłem niskiego, krępego
chłopaka. Mógł mieć najwyżej 14 lat. Nazywał się Dawid Soliński. Podszedł do
zgarbionej postaci i zamachnął się… cios spadł na ramię dziewczyny. Skuliła
się. Nie broniła się. W ogóle nic nie zrobiła. Chciałem coś powiedzieć.
Zainterweniować.Ale nie zrobiłem nic. - - -Wiktor, grasz czy nie?! – zawołał mnie Szymon. Nawet
nie podszedł do grupki gimnazjalistów, tylko czekał na drugim końcu boiska aż
wrócę. Poczułem złość. Szymon nawet nie poszedł zobaczyć, co się dzieje.
Odwróciłem się na pięcie. Po chwili wróciliśmy do gry w piłkę. Tak,
naprawdę byłem zły tylko i wyłącznie na siebie. Nie zareagowałem. Pozwoliłem
tamtemu chłopcu znęcać się nad bezbronną dziewczyną. Musiała być od niego
starsza co najmniej o rok. Dlaczego pozwoliła mu się bić ? Dlaczego ja pozwoliłem? Nie wiedziałem
dlaczego.
Graliśmy jeszcze jakieś pół godziny, potem
wszyscy rozeszliśmy się do domów. Ja też. Skierowałem kroki w stronę domu, ale
idąc ulicą nie zastanawiałem się gdzie
idę. W każdej mijanej dziewczynie widziałem tamtą, pobitą... a każdy chłopak
przypominał mi Dawida.
Siedziałem w ławce. Nauczycielka tłumaczyła
coś. Chyba pracę domową. Ale ja nie słuchałem. Do wczorajszego popołudnia
rozmyślałem o tamtej nieznanej dziewczynie. Wczoraj w nocy postanowiłem, że spróbuję
jej pomóc. Był tylko jeden problem… nie wiedziałem jak ona się nazywa?
Próbowałem dowiedzieć się czegoś na jej temat od chłopaków, ale nic to nie
dało. Nie wiedzieli. A jeśli wiedzieli, to nie chcieli mi powiedzieć i tylko się śmiali. Musiałem
więc dowiedzieć się czegoś o niej w inny sposób. Nie mogłem tego zrobić podczas lekcji. Niecierpliwie czekałem
więc na dzwonek na przerwę. Kiedy zadzwonił, zerwałem się z krzesła,
pośpiesznie wrzuciłem książki do plecaka i wyszedłem na przerwę. Odłożyłem plecak pod
właściwą salę i zacząłem poszukiwania…
wreszcie znalazłem ją. Siedziała pod parapetem, zasłaniając twarz książką.
Kiedy podszedłem do niej, wstała, obrzucając mnie lekko przestraszonym spojrzeniem. Chciała
odejść, ale powstrzymałem ją. Stanęła i znowu podniosła na mnie wystraszony,
ale i wściekły wzrok.
- Teraz ty zaczynasz? – spytała
ze złością.
Na początku nie zrozumiałem, o co chodzi.
Ale zaraz przyszło mi do głowy, że ona mówi o tym, co zaszło wczoraj.
–
Zamierzasz wyręczyć Dawida?- spytała.
- Nie, nie zamierzam nikogo wyręczać. Chcę ci
pomóc, jeżeli w ogóle chcesz pomocy – zastrzegłem.
- Pomocy? – zapytała nieufnie.
- Tak – przytaknąłem. – Potrzebujesz pomocy?
Skinęła niepewnie głową.
- Okay. Zacznijmy od tego, że jestem Wiktor
Starzyński. A ty?
- Nimfadora. Nimfadora Palik.
Wyciągnąłem do Nimfadory rękę. Uścisnęła
ją.
- To co, może… byśmy się przeszli…- spytałem speszony
– mogłabyś mi powiedzieć, od jak dawna Dawid cię prześladuje…
Atmosfera niemal namacalnie zgęstniała,
mimo to Nimfadora skinęła głową. Ruszyliśmy korytarzem. Podszedł do mnie jeden
z kolegów i zagaił o coś. Odpowiedziałem mu i
wróciłem do Dory. Koło niej stał niski, krępy chłopak w ciemnej bluzie i
dżinsach. Krzyczał coś. Chyba przezywał ją jakoś, ale większość z tych przezwisk słyszałem po
raz pierwszy. Zaraz też do jego słów dołączyły pięści. Czułem, że powinienem
jakoś zareagować, nie stać bezczynnie,
tak jak wczoraj. Podszedłem do Dawida Solińskiego.
Szturchnąłem go dość delikatnie, choć stanowczo w ramię.
-
Zostaw ją! – zawołałem łapiąc chłopaka za nadgarstek, gdy zamachnął się,
aby uderzyć po raz kolejny. Odwrócił się teraz do mnie.
-
Co? Ty też chcesz oberwać, Starzyński? – zapytał, a w jego oczach
zapłonęły złośliwe ogniki. - Czemu jej
bronisz?! – warknął w moja stronę.
Nie doczekał się odpowiedzi. Wyrwał rękę i znowu się zamachnął. Nie
zdążył uderzyć. Pomiędzy nami stanęła Nimfadora, a ja zawołałem nauczyciela.
Nadbiegła pani Dobrowolska- nauczycielka historii. Gdy dobiegła do nas, złapała
prześladowcę Dory, odciągnęła go na bok. Kiedy skończyła na niego krzyczeć,
podeszła do mnie i Nimfadory. Zaprowadziła nas do pustej sali lekcyjnej i
kazała nam wytłumaczyć, co właściwie zaszło. Nimfadora zaczęła opowiadać jak
Dawid dowiedział się, że jej rodzice nie mają pieniędzy i że ona sama ma używane rzecz, jak zaczął
jej z tego powodu dokuczać i bić. Na koniec
ja wtrąciłem jeszcze informację na temat tego, co wydarzyło się wczoraj.
Poprosiłem nauczycielkę, aby porozmawiała z rodzicami Dawida Solińskiego.
Nauczycielka zgodziła się ze mną, ale dodała również, że jeżeli taka sytuacja
się powtórzy, trzeba będzie zgłosić całą sprawę na policję.
Tego dnia wracałem szczęśliwy do
domu, zrobiłem coś dobrego. Zachowałem się jak
prawdziwy mężczyzna, jak szlachetny bohater moich ulubionych komiksów. A
Dora….. no cóż chyba ją polubiłem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz